Dla niektórych z nas był to któryś z kolei pobyt w Berlinie, dla większości jednak – w tym szanownej Redakcji – o zgrozo dopiero pierwszy. Bo zawsze jakoś nie po drodze, bo za blisko. Tymczasem szanowna Redakcja wróciła oczarowana, a Berlin dołączył do miast, w których szanowna Redakcja chętnie by kiedyś pomieszkała, by maksymalnie pokorzystać z jego uroków. Berlin zachwycił mnogością fotograficznych Galerii, mniejszych, większych, i bardzo ogromnych – zresztą nasza Berlin city break motywowana była właśnie chęcią odwiedzenia w newtonowskim Muzeum Fotografii wystawy “Newton. Horvat. Brodziak.” – pierwszej wystawy z udziałem Polaka w historii MF. Która – na marginesie – była genialna. Ale trafiliśmy też do C/O Berlin oraz do kilki innych pomniejszych Galerii. Przewędrowaliśmy centrum miasta wzdłuż i wszerz, od parku Tiergarten do punktu widokowego (wieżowce na Wyspie Muzeów! <3), od currywursta 66 do pubu “Klub Polskich Nieudaczników” (i in.), od fotobudki do fotobudki… A jeszcze tyle fenomenalnych miejsc w Berlinie zostało na liście nieodwiedzonych :( Wróciliśmy z zapasem ulicznych kadrów, fotobudkowymi wspomnieniami, przepalonymi gardłami currywurstem o poziomie ostrości: 5, zakwasami od namiętnego grania w piłkarzyki i dwoma latającymi krowami za 5 ojro ;)